środa, 4 marca 2009

Bieszczady

Może trudno w to uwierzyć, ale ta historia zdarzyła się naprawdę.
Przynajmniej tak twierdził pewien starzec, którego spotkał mój kumpel na Wileniaku (Warszawa Wileńska), w zamian za pomoc finansową podarował mu bardzo cenną kartkę dzięki której nie zatracił sensu życia.
Uważał, że powinna być przekazywana z pokolenia na pokolenie i jak ją odda w dobre ręce będzie mógł spokojnie porzegnać ten świat.
Oto treść kartki...

"Był rok 1099, po europie rozniosła się wieść o nowo utworzonym Królestwie Jerozolimskim.
Większość rycerstwa stwierdziła, że skoro już najcięższa robota została odwalona to czemu by nie wyruszyć po ziemie, złoto, klejnoty i oczywiście obiecane przez Urbana II zbawienie.
Na ten sam pomysł wpadł Jan waleczny ze Starej Wsi. Zabrał swoje tobołki, paru chłopów i wyruszył w drogę. Był to ubogi rycerz dlatego nie posiadał konia, miecza ani srebrno lśniącej zbroi.
Mieszkał w drewnianej chacie i był utrzymywany przez garstkę tępego chłopstwa.
Ruszając w drogę nie pomyślał, którą drogą iść, jak wykarmić towarzyszy ani jak się obronić przed nieprzyjacielem.Po miesiącu dotarł w okolice Bieszczad gdzie w gęstej puszczy spotkał postać w czarnym płaszczu na ognistym koniu. Pomimo obecności czegoś co by mu się nawet nie przyśniło nie czuł strachu. Bezmyślnie zapytał : Zacny panie, którędy do Ziemi Świętej?
Były to ostatnie słowa jakie wypowiedział a ostatnią rzeczą jaką zobaczył były dwa czerwone światła, które zabłysły z pod kaptura czarnej postaci. Jeździec oszczędził jednego chłopa nie wiem po co, przecież wszyscy jego towarzysze zostali uduszeni. Przerażony chłop uciekając w głąb puszczy trafił na wielką polane. Linie horyzontu oświetlał Jeździec w czarnym płaszczu na ognistym koniu, z ognistą kosą w ręku."

Na dole kratki widniał podpis

123g57ufn666o

Brak komentarzy: